niedziela, 13 stycznia 2013

rozdział 4: powrót "MAMY"

włącz (jak chcesz)


- Chłopaki jesteście?!- poszli do salonu, Louis chwycił mnie za nadgarstek i zaprowadził również w to miejsce. Usiedliśmy na czarnej sofie. Modliłam się, żeby mnie nie poznała. Jednak Bóg mnie ukarał, czym że ja tak zgrzeszyłam? Lepiej nie odpowiadać na to pytanie.
- Vanessa, co ty tu robisz?- jaka ona święta. Nie pamięta co mi zrobiła. Zaraz rzygnę tą jej…  nieważne.
- Sram i drobię.- mruknęłam pod nosem tak, że usłyszał tylko Louis i Zayn, którzy siedzieli obok mnie. Zachichotali.
- Odpowiesz mi?- drążyła temat.
- Cóż wątpię, że cie to zainteresuje. Przez siedemnaście lat się nie odzywałaś i nie zawracałaś sobie nami głowy. Dlaczego teraz cię to interesuje „MAMO”? – zrobiłam cudzysłów i zaakcentowałam ostatnie słówko. Chłopaki popatrzyli na mnie jakoś dziwnie.
- Vani proszę…
- Vie mów do mnie Vani! Daj mi spokój! – wstałam i poszłam do kuchni. Wyjęłam szklankę, do której nalałam wody z kranu. Wypiłam ją jednym duszkiem i wróciłam do salonu. Moja matka siedziała i gadała z tym facetem.
- No więc chcielibyśmy was zaprosić na nasz ślub- myślałam, że zaraz oczy mi wyskoczą. Bez jaj jest z nim przez 17 lat, zdążyła zrobić z nim dzieciaka i jeszcze się nie chajtnęli?
- Ty też przyjdź Vani razem z braćmi- wycedziła z wesołą mordką. – będę się bardzo cieszyć- uśmiechnęłam się sztucznie
- Na pewno. – przewróciłam oczami- dobra ja spadam narka
- Zaczekaj- złapała mnie za rękę kobieta, która nazywa siebie moją matką – porozmawiajmy- zaprowadziła mnie do sofy. Buzowało we mnie od samego początku, kiedy ją tylko zobaczyłam. Teraz wystarczy tylko iskierka to wybuchu. Ka bum. – twoi bracia dalej w liceum? – zaśmiała się. – nie miałam szczęścia do synów.
- Jesteś jebnięta, cieszę się że nas zostawiłaś, przynajmniej nie musimy słuchać twoich uwag!
- Nessie uspokój się – Lou położył rękę na moim ramieniu.
- Nie. Nie będę spokojna. Przez siedemnaście lat wychowywałam się bez matki, z trzema braćmi, którzy gnoją mnie na każdym kroku! Przychodziła tylko jak zabrakło jej kasy, a ojciec dawał jej nasze ostatnie zaskórniaki. Teraz wraca i zaprasza mnie na wesele jakby nic się nie stało. – wstałam i poszłam w kierunku drzwi. Wtedy tata nie był jeszcze bogatym adwokatem, teraz ma własną kancelarię prawną, ale oczywiście matka o tym nie wie- przyjdę na to twoje zasrane wesele, a potem zniknij z mojego życia. Na zawsze- wyszłam, a raczej wybiegłam z ich willi. Potem tym samym tempem, z oczu zaczęły spływać łzy. No bo co spotkałam ją, a ona cieszy się i obraża moją rodzinę.  Po 5 minutach byłam w naszym domu. Moi bracia siedzieli przy grze play stacion.
- Gdzie byłaś?- zapytał najmłodszy nie odrywając wzroku od telewizora. 
- Spotkałam matkę- ich wzrok powędrował na mnie. Potem Matt podszedł i mnie przytulił. Usiedliśmy na kanapie i zdałam im relacje z tego co robiłam i jakże ciekawego spotkania.
- Dobre to z tymi smerfami- zaśmialiśmy się.
- Idziecie na to jej wesele?- spoważnieli.
- Nie- odpowiedzieli chórem. – a ty?
- Nie wiem- postanowiliśmy jeszcze pograć, potem oglądaliśmy jeszcze mecz.
*Louis*
Dobra to było dziwne. Ona jest jej matką? Nie wierzę, jak ona mogła tak skrzywdzić Nessie? Moja nowa koleżanka jest inna. Oczywiście pozytywnie. Jest zabawna, śliczna, całkiem mądra, z charakterkiem.
- To kiedy ten ślub- z zamyślenia wyrwało mnie pytanie Malika.
- W sobotę- odpowiedzieli wesoło.
- Super- powiedziałem prawie niesłyszalnie. Po godzinnej rozmowie na temat naszej wakacyjnej trasy i ich wesela wyszli.
- Ona jest faktycznie dziwaczna- popatrzyliśmy na loczka pytająco- ta Vanessa.
- Nie znasz jej. Ona jest fajna. – powiedziałem, ale nie przemyślałem do końca tych słów.
- Podoba ci się- blondyn poruszał śmiesznie brwiami, ja natomiast przewróciłem oczami.
- Chodzi mi o to, że nie dziwię się jej zachowaniu, po tym co Valerie jej zrobiła.
- Dobra, powiedz nam jeszcze gdzie wczoraj zniknąłeś i spędziłeś dzisiejszą noc- jak zwykle Payne dramatyzuje. Co z tego że mnie nie było, jestem pełnoletni, mogę robić co chcę i z kim chcę.
- Byłem z Nessie. – przytaknęli głowami- najpierw w barze, a potem w pudle- powiedziałem normalnym tonem, a oni stali z otwartymi ustami.
- Co zrobiliście?- zapytał z rogalem mulat.
- Weszliśmy w bieliźnie na komisariat i zaśpiewaliśmy obecnym tam policjantom smerfy- wybuchli śmiechem. – za karę mamy prace społeczne- opowiedziałem im szczegóły, które z wczoraj zapamiętałem. Obejrzeliśmy jeszcze mecz. 
_____________________________________
okay rozdział jest jakiś tak... mi się średnio podoba. jeśli dziś pojawią się jakieś komentarze to obiecuję, że pojawi się jeszcze jeden rozdział DZISIAJ. standardowo dzięki za głosy w ankiecie i komentarze :P

3 komentarze:

  1. Świetny. :)) Na pewno będę wpadać.
    Czekam na kolejny. Weny <33

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże nie sądziłam że to bendzie jej matka. Naprawde uwielbiam jak piszesz.

    OdpowiedzUsuń