- Chłopaki jesteście?!-
poszli do salonu, Louis chwycił mnie za nadgarstek i zaprowadził również w to
miejsce. Usiedliśmy na czarnej sofie. Modliłam się, żeby mnie nie poznała.
Jednak Bóg mnie ukarał, czym że ja tak zgrzeszyłam? Lepiej nie odpowiadać na to
pytanie.
- Vanessa, co ty tu robisz?-
jaka ona święta. Nie pamięta co mi zrobiła. Zaraz rzygnę tą jej… nieważne.
- Sram i drobię.- mruknęłam
pod nosem tak, że usłyszał tylko Louis i Zayn, którzy siedzieli obok mnie. Zachichotali.
- Odpowiesz mi?- drążyła
temat.
- Cóż wątpię, że cie to
zainteresuje. Przez siedemnaście lat się nie odzywałaś i nie zawracałaś sobie nami
głowy. Dlaczego teraz cię to interesuje „MAMO”? – zrobiłam cudzysłów i
zaakcentowałam ostatnie słówko. Chłopaki popatrzyli na mnie jakoś dziwnie.
- Vani proszę…
- Vie mów do mnie Vani! Daj
mi spokój! – wstałam i poszłam do kuchni. Wyjęłam szklankę, do której nalałam
wody z kranu. Wypiłam ją jednym duszkiem i wróciłam do salonu. Moja matka
siedziała i gadała z tym facetem.
- No więc chcielibyśmy was
zaprosić na nasz ślub- myślałam, że zaraz oczy mi wyskoczą. Bez jaj jest z nim
przez 17 lat, zdążyła zrobić z nim dzieciaka i jeszcze się nie chajtnęli?
- Ty też przyjdź Vani razem z
braćmi- wycedziła z wesołą mordką. – będę się bardzo cieszyć- uśmiechnęłam się
sztucznie
- Na pewno. – przewróciłam
oczami- dobra ja spadam narka
- Zaczekaj- złapała mnie za rękę
kobieta, która nazywa siebie moją matką – porozmawiajmy- zaprowadziła mnie do
sofy. Buzowało we mnie od samego początku, kiedy ją tylko zobaczyłam. Teraz
wystarczy tylko iskierka to wybuchu. Ka bum. – twoi bracia dalej w liceum? –
zaśmiała się. – nie miałam szczęścia do synów.
- Jesteś
jebnięta, cieszę się że nas zostawiłaś, przynajmniej nie musimy słuchać twoich
uwag!
- Nessie
uspokój się – Lou położył rękę na moim ramieniu.
- Nie. Nie
będę spokojna. Przez siedemnaście lat wychowywałam się bez matki, z trzema
braćmi, którzy gnoją mnie na każdym kroku! Przychodziła tylko jak zabrakło jej
kasy, a ojciec dawał jej nasze ostatnie zaskórniaki. Teraz wraca i zaprasza
mnie na wesele jakby nic się nie stało. – wstałam i poszłam w kierunku drzwi.
Wtedy tata nie był jeszcze bogatym adwokatem, teraz ma własną kancelarię
prawną, ale oczywiście matka o tym nie wie- przyjdę na to twoje zasrane wesele,
a potem zniknij z mojego życia. Na zawsze- wyszłam, a raczej wybiegłam z ich
willi. Potem tym samym tempem, z oczu zaczęły spływać łzy. No bo co spotkałam
ją, a ona cieszy się i obraża moją rodzinę.
Po 5 minutach byłam w naszym domu. Moi bracia siedzieli przy grze play
stacion.
- Gdzie
byłaś?- zapytał najmłodszy nie odrywając wzroku od telewizora.
- Spotkałam matkę- ich wzrok powędrował na mnie. Potem Matt podszedł i mnie
przytulił. Usiedliśmy na kanapie i zdałam im relacje z tego co robiłam i jakże
ciekawego spotkania.
- Dobre to
z tymi smerfami- zaśmialiśmy się.
- Idziecie
na to jej wesele?- spoważnieli.
- Nie-
odpowiedzieli chórem. – a ty?
- Nie
wiem- postanowiliśmy jeszcze pograć, potem oglądaliśmy jeszcze mecz.
*Louis*
Dobra to
było dziwne. Ona jest jej matką? Nie wierzę, jak ona mogła tak skrzywdzić
Nessie? Moja nowa koleżanka jest inna. Oczywiście pozytywnie. Jest zabawna,
śliczna, całkiem mądra, z charakterkiem.
- To kiedy
ten ślub- z zamyślenia wyrwało mnie pytanie Malika.
- W
sobotę- odpowiedzieli wesoło.
- Super-
powiedziałem prawie niesłyszalnie. Po godzinnej rozmowie na temat naszej
wakacyjnej trasy i ich wesela wyszli.
- Ona jest
faktycznie dziwaczna- popatrzyliśmy na loczka pytająco- ta Vanessa.
- Nie
znasz jej. Ona jest fajna. – powiedziałem, ale nie przemyślałem do końca tych
słów.
- Podoba
ci się- blondyn poruszał śmiesznie brwiami, ja natomiast przewróciłem oczami.
- Chodzi
mi o to, że nie dziwię się jej zachowaniu, po tym co Valerie jej zrobiła.
- Dobra,
powiedz nam jeszcze gdzie wczoraj zniknąłeś i spędziłeś dzisiejszą noc- jak
zwykle Payne dramatyzuje. Co z tego że mnie nie było, jestem pełnoletni, mogę
robić co chcę i z kim chcę.
- Byłem z Nessie.
– przytaknęli głowami- najpierw w barze, a potem w pudle- powiedziałem
normalnym tonem, a oni stali z otwartymi ustami.
- Co
zrobiliście?- zapytał z rogalem mulat.
- Weszliśmy w bieliźnie na komisariat i zaśpiewaliśmy obecnym tam policjantom
smerfy- wybuchli śmiechem. – za karę mamy prace społeczne- opowiedziałem im
szczegóły, które z wczoraj zapamiętałem. Obejrzeliśmy jeszcze mecz.
_____________________________________
okay rozdział jest jakiś tak... mi się średnio podoba. jeśli dziś pojawią się jakieś komentarze to obiecuję, że pojawi się jeszcze jeden rozdział DZISIAJ. standardowo dzięki za głosy w ankiecie i komentarze :P
Świetny. :)) Na pewno będę wpadać.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny. Weny <33
dzięki :*
UsuńBoże nie sądziłam że to bendzie jej matka. Naprawde uwielbiam jak piszesz.
OdpowiedzUsuń