*Louis*
Ten weekend, był dziwny. Najpierw dowiadujemy się, że idziemy
do budy, potem El ze mną zrywa bo ją
rzekomo zdradziłem. Tym czasem, to ona zdradziła mnie. Beznadzieja.
Poniedziałek, pierwszy dzień w szkole. Spotkanie z dyrem. Gadał coś o zasadach, chyba. Nie słuchałem, w głowie ciągle brzęczały słowa mojej już byłej dziewczyny:” wiesz co, jesteś żałosny jak mogłeś. To koniec, poza tym to poznałam kogoś lepszego”. Do pomieszczenia weszła brunetka. Była lekko poirytowana, po chwili dołączyło 3 chłopaków i jeszcze jedna laska. Zaczęli się kłócić. Potem coś jej powiedział, a ona rzuciła się na niego i zaczęła dusić. Ogólnie zadyma. Miałem z nią już jedną lekcję, na której siedziała z Malikiem. Na przerwie o czymś dyskutowali. Poszedłem na w-f. Graliśmy w piłkę nożną. Czy ona mnie śledzi? Znowu mam z nią lekcję. Było ostro, iskrzyło między nią, a tym chłopakiem, którego chciała zabić. Potem powtórka z rozrywki przed salą od biologii. Dziś jakoś nie kontaktuję. Nie chce mi się tu siedzieć, dlatego urwałem się zaraz po tej lekcji.
Poszedłem do parku. Jakieś dzieciaki grały w kosza. Życie jest do bani. Poszedłem pod wielką wierzbę. Rozsunąłem jej gałęzie i kogo tam zobaczyłem? Ona. Ta agresywna laska ze szkoły. Nie przejmując się nią usiadłem po jej lewej stronie.
Poniedziałek, pierwszy dzień w szkole. Spotkanie z dyrem. Gadał coś o zasadach, chyba. Nie słuchałem, w głowie ciągle brzęczały słowa mojej już byłej dziewczyny:” wiesz co, jesteś żałosny jak mogłeś. To koniec, poza tym to poznałam kogoś lepszego”. Do pomieszczenia weszła brunetka. Była lekko poirytowana, po chwili dołączyło 3 chłopaków i jeszcze jedna laska. Zaczęli się kłócić. Potem coś jej powiedział, a ona rzuciła się na niego i zaczęła dusić. Ogólnie zadyma. Miałem z nią już jedną lekcję, na której siedziała z Malikiem. Na przerwie o czymś dyskutowali. Poszedłem na w-f. Graliśmy w piłkę nożną. Czy ona mnie śledzi? Znowu mam z nią lekcję. Było ostro, iskrzyło między nią, a tym chłopakiem, którego chciała zabić. Potem powtórka z rozrywki przed salą od biologii. Dziś jakoś nie kontaktuję. Nie chce mi się tu siedzieć, dlatego urwałem się zaraz po tej lekcji.
Poszedłem do parku. Jakieś dzieciaki grały w kosza. Życie jest do bani. Poszedłem pod wielką wierzbę. Rozsunąłem jej gałęzie i kogo tam zobaczyłem? Ona. Ta agresywna laska ze szkoły. Nie przejmując się nią usiadłem po jej lewej stronie.
- A ty co tu robisz?- popatrzyłem
na nią. - A ty co taka święta, czemu
nie w szkole? – zaśmiała się.
- Pierdole szkołę i tych
ciulów.- zadzwonił jej telefon, wyciągnęła go z przydużych spodni. Popatrzyła
na wyświetlacz i rzuciła przed siebie. Popatrzyłem pytającym wzrokiem. – Matt.
- Twój chłopak- stwierdziłem
bardziej niż zapytałem .
- Brat- poprawiła.
- Czemu sobie tak skaczecie
do gardeł i czemu pierdolisz szkołę?- czemu ją zapytałem? Nie wiem sam. Może
ciekawość, albo się o nią martwiłem. Nie jest taka na jaką wygląda. To trochę
dziwnie zabrzmiało. Chodzi mi o to, że jest śliczna, ale trochę zagubiona.
Wzięła głęboki oddech.
*Vanessa*
- Bo on nie szanuje kobiet, i
pomyliłeś się bo pierdolę nie tylko szkołę, ale też życie.
- Czemu?- ciekawski.
Pomyślałam, że co mi szkodzi?
- To było jak miałam rok.
Matka odeszła do tego swojego przydupasa, a ja zostałam sama z braćmi i ojcem.
A ty, co tobie? Problemy rodzinne czy miłosne? – spuścił głowę.
- Miłosne. – opowiedział całą
historię. Siedzieliśmy tak dość długo. Mój telefon cały czas dzwonił, jego też.
Nie odbieraliśmy. Wstałam i podciągnęłam spodnie. Zaśmiał się.
- Idziesz?- podałam mu dłoń,
którą złapał i wstał.
- Gdzie?
- Najebać się?
- Dobra- wyszliśmy z „naszej
kryjówki”. Poszliśmy jeszcze do mojego domu. Muszę się przebrać, bo nie będę
chodzić w tych szmatach. Bracia siedzieli w salonie i oglądali mecz. Kiedy
weszliśmy ich wzrok powędrował na mnie.
- Gdzie byłaś?- spytał
najstarszy. Czy mi się wydaje, czy on się o mnie martwi?
- Obchodzi cię to?- poszłam do siebie. Wyjęłam czyste
ciuchy, w które włożyłam
. Zeszłam na dół. Chłopaki dalej oblegali kanapę. – ej idziesz?- rzuciłam w
stronę tego chłopaka. Dopiero teraz zorientowałam się, że nie znam jego
imienia. Wyszliśmy z domu i poszliśmy do
najbliższego baru w okolicy. Droga zajęła
nam około 30 minut. Ta wlekliśmy się.
- Jak ty masz w ogóle na
imię? – popatrzyłam na niego i się uśmiechnęłam, wyjął mi to pytanie prosto z
ust.
- Vanessa a ty?
- Louis – zaśmialiśmy się.
weszliśmy do baru. Usiedliśmy na krzesłach przy blacie i poprosiliśmy o dwie
szklanki whisky. Nie skończyło się na jednej, tylko na 10. – dobra najebaliśmy
się. Co teraz?
- Nie wiem, zakłóćmy
porządek- uśmiechnął się. Ma piękny uśmiech. Zapłaciliśmy i wyszliśmy.
Poszliśmy pod komisariat.
- I co teraz?
- Nie wiem- zaczął się
rozbierać po chwili był w samych bokserkach.
- Na co czekasz?- również
zrzuciłam z siebie ciuchy. W samej bieliźnie weszliśmy na komisariat.
- Co to ma znaczyć?- zapytał
gliniarz. Zaczęliśmy się śmiać.
- Smerfy zbliża się
niebezpieczeństwo! Kryjcie się to Gargamel! – wydarłam się, a po chwili razem z
Louisem śpiewaliśmy czołówkę z bajki „smerfy”.
- dość tego. Jesteście pijani
i robicie sobie żarty z policji. – podeszło do nas dwóch policjantów i wsadzili
nas za kratki. Ta nieźle noc w areszcie. Suuuper. Nie miałam nic lepszego do
roboty więc luzik. Usiedliśmy na pryczy. Popatrzyliśmy na siebie i wybuchliśmy
śmiechem. Gadaliśmy jeszcze o różnych pierdołach.
*rano*
*Vanessa*
Boże jak mnie boli głowa.
Otworzyłam oczy i co zobaczyłam? Leżę na klacie Louisa, a jakby tego było mało
jestem w samej bieliźnie. Zaczęłam budzić bruneta.
- Co się stało?- powiedział
zaspanym głosem.
- Nie wiesz gdzie jesteśmy i
czemu nie mamy ciuchów? – podparł się na łokciach i zaczął rozglądać się po
pomieszczeniu.
- Dzień dobry. Jak się
spało?- podszedł do nas mężczyzna ubrany w mundur policyjny. Zaczęłam składać
fakty. Poszliśmy się upić, potem… pustka.
- Co zrobiliśmy?- zapytałam
troszke przestraszona.
- Vanesso – głęboko
westchnął- ja nie mam już siły do ciebie- można powiedzieć, że miałam już
wcześniej kilka razy do czynienia z policją.- to już 25 raz! – jak mówiłam
wcześniej kilka razy
- Co teraz będzie? –
zapytałam pewna tego, że znowu mi się upiecze.
- Kurator sądowy, a w
najlepszym wypadku prace społeczne. Ciebie też to dotyczy- powiedział w stronę
mojego kolegi.
- Ja mam 21 lat.- brunet
dalej nie wiedział o co chodzi.
- Czyli prace społeczne dla
obojga. – rzucił nam cuchy, które należały do nas. Ubraliśmy się i wyszliśmy z
celi. – następnym razem nie śpiewajcie półnadzy smerfów na komisariacie. –
przytaknęliśmy głowami i wyszliśmy na świeże powietrze. Na zegarku była już
godzina 15:00. Jezu długo spaliśmy.
- To co my mamy niby zrobić w
ramach tych prac społecznych?
- A bo ja wiem- wzruszyłam
ramionami i popatrzyłam na niego. Wybuchliśmy śmiechem.
- Dobra chodź do mnie na
obiad- uśmiechnęłam się, a chłopak objął mnie ramieniem. Ruszyliśmy w drogę.
Po 15 minutach byliśmy w jego domu. Otworzył drzwi i puścił mnie pierwszą. Poszliśmy do kuchni. Usiadłam na blacie kuchennym i wpatrywałam się w każdy ruch Louisa. Próbował coś ugotować, ale mu nie wychodziło, a to wywoływało u mnie napad śmiechu.
Po 15 minutach byliśmy w jego domu. Otworzył drzwi i puścił mnie pierwszą. Poszliśmy do kuchni. Usiadłam na blacie kuchennym i wpatrywałam się w każdy ruch Louisa. Próbował coś ugotować, ale mu nie wychodziło, a to wywoływało u mnie napad śmiechu.
- Może zamówimy pizze?-
powiedziałam nieśmiało. Chłopak chwycił za telefon i zamówił dużą pepperoni.
- Kiedyś ci coś ugotuję, zobaczysz-
uśmiechnął się odpowiedziałam tym samym. Po 20 minutach przyjechał gościu z
pizzą. Zapłaciliśmy mu i zabraliśmy się za pałaszowanie. Do domu przyszli jego
koledzy.
- W kuchni!- powiedział z
pełną buzią. Po chwili do pomieszczenia weszło 4 chłopaków.
- Gdzieś ty był? – zapytał
ten 4. Nie Zayn, nie blondyn, ani ten w lokach.
- W pace – powiedziałam
obojętnie, zajadając się kolejnym kawałkiem naszego obiadu.
- Mówiłem, że jest
niegrzeczna.- wtrącił ten w lokach, a reszta się zaśmiała. Do ich
posiadłości ktoś wszedł. Po głosie
poznałam, że jakiś mężczyzna, dziecko i nie wierzę. Jak? Czemu? Fuck.
_____________________________
okay kolejny rozdział za nami. jak sądzicie kogo pojawił się w domu chłopaków? jak zareaguje główna bohaterka? dowiecie się w następnej części. tym czasem nie zapomnijcie komentować i głosować w ankietach. naprawdę bardzo to doceniam i dzięki :**
Przeczytalam wlasnie to opowiadanie i musze powiedziec ze jest swietne. PrzepraszM cie ale ja nie spamietam wszystkic osob ktore chce byc informowane dlatego proponuje ci abys dodala sie do obserwatorow wtedy bedziesz na bierzaco
OdpowiedzUsuńCudo. Po prostu cudo ale liczyłam że akcja rozwinie się między Zaynem. MOże jakiś zwrot akcji?
OdpowiedzUsuńTo twoje opowiadanie więc nic nie mówię. To znaczy piszę.
Ona przypomina mnie taką zbuntowaną dziewczynę, dobrą w sporcie, z niezłym stylem. Oj miałam się nie przechwalać *śmiech*
Super.
I pytanie. Sądzę że Zayn. Ale nie wiem. Przypuszczam bo go mało było w tym opowiadaniu.
Kiedy next? Mam nadzieję że jutro. Pozdrawiam gorąco buziaczki :** na dobranoc.
dzięki, tak jutro następny.
UsuńZabiję ! Jak można przerywać w TAKIM monencie?!
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to nie mam co pisać.Świetny jak zwykle :D
Podoba mi się to opowiadanie! Rozpiszę się kiedy indziej :3
haha dzięki :P
Usuń