sobota, 12 stycznia 2013

rozdział 3: czyżby przyjaźń?



*Louis*
Ten weekend, był  dziwny. Najpierw dowiadujemy się, że idziemy do budy, potem El ze mną zrywa bo ją  rzekomo zdradziłem. Tym czasem, to ona zdradziła mnie.  Beznadzieja.  
 Poniedziałek, pierwszy dzień w szkole. Spotkanie z dyrem. Gadał coś o zasadach, chyba. Nie słuchałem, w głowie ciągle brzęczały słowa mojej już byłej dziewczyny:” wiesz co, jesteś żałosny jak mogłeś. To koniec, poza tym to poznałam kogoś lepszego”. Do pomieszczenia weszła brunetka. Była lekko poirytowana, po chwili dołączyło 3 chłopaków i jeszcze jedna laska. Zaczęli się kłócić. Potem coś jej powiedział, a ona rzuciła się na niego i zaczęła dusić. Ogólnie zadyma. Miałem z nią już jedną lekcję, na której siedziała z Malikiem. Na przerwie o czymś dyskutowali. Poszedłem na w-f. Graliśmy w piłkę nożną. Czy ona mnie śledzi? Znowu mam z nią lekcję. Było ostro, iskrzyło między nią, a tym chłopakiem, którego chciała zabić. Potem powtórka z rozrywki przed salą od biologii. Dziś jakoś nie kontaktuję. Nie chce mi się tu siedzieć, dlatego urwałem się zaraz po tej lekcji.
Poszedłem do parku. Jakieś dzieciaki grały w kosza. Życie jest do bani. Poszedłem pod wielką wierzbę. Rozsunąłem jej gałęzie i kogo tam zobaczyłem? Ona. Ta agresywna laska ze szkoły. Nie przejmując się nią usiadłem po jej lewej stronie.
- A ty co tu robisz?- popatrzyłem na nią.                                                  - A ty co taka święta, czemu nie w szkole? – zaśmiała się.
- Pierdole szkołę i tych ciulów.- zadzwonił jej telefon, wyciągnęła go z przydużych spodni. Popatrzyła na wyświetlacz i rzuciła przed siebie. Popatrzyłem pytającym wzrokiem. – Matt.
- Twój chłopak- stwierdziłem bardziej niż zapytałem .
- Brat- poprawiła.
- Czemu sobie tak skaczecie do gardeł i czemu pierdolisz szkołę?- czemu ją zapytałem? Nie wiem sam. Może ciekawość, albo się o nią martwiłem. Nie jest taka na jaką wygląda. To trochę dziwnie zabrzmiało. Chodzi mi o to, że jest śliczna, ale trochę zagubiona. Wzięła głęboki oddech.
*Vanessa*
- Bo on nie szanuje kobiet, i pomyliłeś się bo pierdolę nie tylko szkołę, ale też życie.
- Czemu?- ciekawski. Pomyślałam, że co mi szkodzi?
- To było jak miałam rok. Matka odeszła do tego swojego przydupasa, a ja zostałam sama z braćmi i ojcem. A ty, co tobie? Problemy rodzinne czy miłosne? – spuścił głowę.
- Miłosne. – opowiedział całą historię. Siedzieliśmy tak dość długo. Mój telefon cały czas dzwonił, jego też. Nie odbieraliśmy. Wstałam i podciągnęłam spodnie. Zaśmiał się.
- Idziesz?- podałam mu dłoń, którą złapał i wstał.
- Gdzie?
- Najebać się?
- Dobra- wyszliśmy z „naszej kryjówki”. Poszliśmy jeszcze do mojego domu. Muszę się przebrać, bo nie będę chodzić w tych szmatach. Bracia siedzieli w salonie i oglądali mecz. Kiedy weszliśmy ich wzrok powędrował na mnie.
- Gdzie byłaś?- spytał najstarszy. Czy mi się wydaje, czy on się o mnie martwi?
- Obchodzi  cię to?- poszłam do siebie. Wyjęłam czyste ciuchy, w które włożyłam . Zeszłam na dół. Chłopaki dalej oblegali kanapę. – ej idziesz?- rzuciłam w stronę tego chłopaka. Dopiero teraz zorientowałam się, że nie znam jego imienia.  Wyszliśmy z domu i poszliśmy do najbliższego baru w okolicy. Droga zajęła  nam około 30 minut. Ta wlekliśmy się.
- Jak ty masz w ogóle na imię? – popatrzyłam na niego i się uśmiechnęłam, wyjął mi to pytanie prosto z ust.
- Vanessa a ty?
- Louis – zaśmialiśmy się. weszliśmy do baru. Usiedliśmy na krzesłach przy blacie i poprosiliśmy o dwie szklanki whisky. Nie skończyło się na jednej, tylko na 10. – dobra najebaliśmy się. Co teraz?
- Nie wiem, zakłóćmy porządek- uśmiechnął się. Ma piękny uśmiech. Zapłaciliśmy i wyszliśmy. Poszliśmy pod komisariat.
- I co teraz?
- Nie wiem- zaczął się rozbierać po chwili był w samych bokserkach.
- Na co czekasz?- również zrzuciłam z siebie ciuchy. W samej bieliźnie weszliśmy na komisariat.
- Co to ma znaczyć?- zapytał gliniarz. Zaczęliśmy się śmiać.
- Smerfy zbliża się niebezpieczeństwo! Kryjcie się to Gargamel! – wydarłam się, a po chwili razem z Louisem śpiewaliśmy czołówkę z bajki „smerfy”.
- dość tego. Jesteście pijani i robicie sobie żarty z policji. – podeszło do nas dwóch policjantów i wsadzili nas za kratki. Ta nieźle noc w areszcie. Suuuper. Nie miałam nic lepszego do roboty więc luzik. Usiedliśmy na pryczy. Popatrzyliśmy na siebie i wybuchliśmy śmiechem. Gadaliśmy jeszcze o różnych pierdołach.
*rano*
*Vanessa*
Boże jak mnie boli głowa. Otworzyłam oczy i co zobaczyłam? Leżę na klacie Louisa, a jakby tego było mało jestem w samej bieliźnie. Zaczęłam budzić bruneta.
- Co się stało?- powiedział zaspanym głosem.
- Nie wiesz gdzie jesteśmy i czemu nie mamy ciuchów? – podparł się na łokciach i zaczął rozglądać się po pomieszczeniu.
- Dzień dobry. Jak się spało?- podszedł do nas mężczyzna ubrany w mundur policyjny. Zaczęłam składać fakty. Poszliśmy się upić, potem… pustka.
- Co zrobiliśmy?- zapytałam troszke przestraszona.
- Vanesso – głęboko westchnął- ja nie mam już siły do ciebie- można powiedzieć, że miałam już wcześniej kilka razy do czynienia z policją.- to już 25 raz! – jak mówiłam wcześniej kilka razy
- Co teraz będzie? – zapytałam pewna tego, że znowu mi się upiecze.
- Kurator sądowy, a w najlepszym wypadku prace społeczne. Ciebie też to dotyczy- powiedział w stronę mojego kolegi.
- Ja mam 21 lat.- brunet dalej nie wiedział o co chodzi.
- Czyli prace społeczne dla obojga. – rzucił nam cuchy, które należały do nas. Ubraliśmy się i wyszliśmy z celi. – następnym razem nie śpiewajcie półnadzy smerfów na komisariacie. – przytaknęliśmy głowami i wyszliśmy na świeże powietrze. Na zegarku była już godzina 15:00. Jezu długo spaliśmy.
- To co my mamy niby zrobić w ramach tych prac społecznych?
- A bo ja wiem- wzruszyłam ramionami i popatrzyłam na niego. Wybuchliśmy śmiechem.
- Dobra chodź do mnie na obiad- uśmiechnęłam się, a chłopak objął mnie ramieniem. Ruszyliśmy w drogę.
Po 15 minutach byliśmy w jego domu. Otworzył drzwi i puścił mnie pierwszą. Poszliśmy do kuchni. Usiadłam na blacie kuchennym i wpatrywałam się w każdy ruch Louisa. Próbował coś ugotować, ale mu nie wychodziło, a to wywoływało u mnie napad śmiechu.
- Może zamówimy pizze?- powiedziałam nieśmiało. Chłopak chwycił za telefon i zamówił dużą pepperoni.
- Kiedyś ci coś ugotuję, zobaczysz- uśmiechnął się odpowiedziałam tym samym. Po 20 minutach przyjechał gościu z pizzą. Zapłaciliśmy mu i zabraliśmy się za pałaszowanie. Do domu przyszli jego koledzy.
- Lou jesteś?!- zaczęli się wydzierać.
- W kuchni!- powiedział z pełną buzią. Po chwili do pomieszczenia weszło 4 chłopaków.
- Gdzieś ty był? – zapytał ten 4. Nie Zayn, nie blondyn, ani ten w lokach.
- W pace – powiedziałam obojętnie, zajadając się kolejnym kawałkiem naszego obiadu.
- Mówiłem, że jest niegrzeczna.- wtrącił ten w lokach, a reszta się zaśmiała. Do ich posiadłości  ktoś wszedł. Po głosie poznałam, że jakiś mężczyzna, dziecko i nie wierzę. Jak? Czemu? Fuck. 
_____________________________
okay kolejny rozdział za nami. jak sądzicie kogo pojawił się w domu chłopaków? jak zareaguje główna bohaterka? dowiecie się w następnej części. tym czasem nie zapomnijcie komentować i  głosować w ankietach. naprawdę bardzo to doceniam i dzięki :**

5 komentarzy:

  1. Przeczytalam wlasnie to opowiadanie i musze powiedziec ze jest swietne. PrzepraszM cie ale ja nie spamietam wszystkic osob ktore chce byc informowane dlatego proponuje ci abys dodala sie do obserwatorow wtedy bedziesz na bierzaco

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudo. Po prostu cudo ale liczyłam że akcja rozwinie się między Zaynem. MOże jakiś zwrot akcji?
    To twoje opowiadanie więc nic nie mówię. To znaczy piszę.
    Ona przypomina mnie taką zbuntowaną dziewczynę, dobrą w sporcie, z niezłym stylem. Oj miałam się nie przechwalać *śmiech*
    Super.
    I pytanie. Sądzę że Zayn. Ale nie wiem. Przypuszczam bo go mało było w tym opowiadaniu.
    Kiedy next? Mam nadzieję że jutro. Pozdrawiam gorąco buziaczki :** na dobranoc.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zabiję ! Jak można przerywać w TAKIM monencie?!
    Co do rozdziału to nie mam co pisać.Świetny jak zwykle :D
    Podoba mi się to opowiadanie! Rozpiszę się kiedy indziej :3

    OdpowiedzUsuń