Długie włosy za piersi, usta pomalowane czerwoną szminką. Na
nosie czarne okulary. Ubrana w szarą bluzkę na ramiączkach, na której była
koszula w kratę. Na nogach jeansowe spodenki i buty za kostkę. Na ramieniu
zarzucona brązowa torba. Na lewej ręce bransoletka z logo Nirvany. To widzę
dziś w lustrze. Wzięłam głęboki oddech i wyszłam z łazienki. Usiadłam przy
stole razem z moimi nowymi przyjaciółmi. Przyjaciółmi? Chyba mogę ich już tak
nazwać. Na pewno mogę nadać to miano Tami. Ava podała mi talerz z jajecznicą.
Jest naprawdę świetną kucharką, no ale nie dziwię się, w końcu jej mama ma
własną restaurację. Po śniadaniu ruszyliśmy do szkoły. Droga zajęła nam jakieś
15 minut, bo po upływie tego czasu staliśmy już przed placówką.
Nawet fajny budynek. Do uszu dobiegła piosenka Wheatus „Teenage Dirtbag” co
oznaczało, że ktoś chce się ze mną skontaktować. Wyjęłam komórkę i spojrzałam
na wyświetlacz „tata”. Nie pewnie nacisnęłam zielony guziczek i przyłożyłam
telefon do ucha.
(rozmowa, V- Vanessa, T- tata)
V- cześć tatuś
T- Vani gdzie ty jesteś?
V- em… w tej chwili wchodzę do szkoły. Zapisałam się na
studia dziennikarskie.
T- to super kochanie, ale pytam o miejscowość
V- nie mogę powiedzieć, bo powiesz reszcie, a ja nie chcę
żeby wiedzieli. Muszę kończyć mam zajęcia- rozłączyłam się. Podeszło do nas
kilku gości.
-Siemka, kto to?- zapytał i wskazał na mnie chłopak o
włosach koloru ciemny blond, brązowych oczach, ciemnej karnacji. W ręku miał
piłkę do siatkówki.
-Vani, nasza współlokatorka- oznajmił mu Jake.
-Alex- podał mi dłoń, którą uścisnęłam. – robimy dziś
imprezę na jachcie ojca, widzę was wszystkich.- powiedział na odchodne.
-Sie wie stary- dodał Nick. Razem z Av, którą obejmował
ramieniem weszli do budynku. Ja, Tami i Jake szliśmy za nimi.
-kilka godzin
później-
Zajęcia są bardzo ciekawe i mówię to ja, osoba która nie
cierpi szkoły. Wróciliśmy do domu i zaczęliśmy przygotowania do melanżu na
jachcie starego Alexa. Ubrałam się
i byłam gotowa. Po chwili już wszyscy szliśmy na pomost, gdzie czekał na nas
Alex.
-Siema, właźcie- weszliśmy na pokład, a potem łódź
odpłynęła. Było pełno ludzi, pełno alkoholu i innych używek. Obiecałam Lou, że
nie będę piła przez problemy, ale on też mi coś obiecał, a mianowicie, że mnie
nigdy nie zrani. Bum! Nie dotrzymał obietnicy, dlatego też nie dotrzymam.
Złapałam jedną z butelek Jacka Danielsa i zaczęłam pić.
*narracja trzecioosobowa*
„Jeden dzień…
Kiedy coś się wali…
On tu…
A ona gdzie w oddali.
Już osobno- nie ma
Wszystkich tych…
Idealnych, wymarzonych chwil.”
Każde z nich cierpi, ale na inny sposób. Ona topi smutki w
alkoholu, baluje i się tnie, a on? On nie je, nie wychodzi z pokoju i również zadaje
sobie ból, za pomocą ich wspólnej znajomej. Jeden cholerny błąd i całe
szczęście się skończyło. Prysło jak bańka mydlana. Jak to mówią: „Każda miłość
się rozwala, gdy ktoś trzeci się wpierdala”. W ich przypadku tą trzecią osobą
jest Sara. Oboje chcą się wybudzić z tego koszmaru, ale nie potrafią, bo to
jest jawa, a nie sen. Ona boi się znowu mu zaufać i nie chce go oglądać, bo się
zwyczajnie boi. A on, na wszystkie możliwe sposoby próbuje się z nią
skontaktować. Ciągle ma nadzieję, że mu wybaczy i wróci. Nadzieja matką
głupich.
-kilka miesięcy
później- styczeń-
*Vanessa*
-No proszę chodźcie ze mną- marudziła mi i Tami pod nosem
Ava.
-Jak pójdziemy to przestaniesz?- zapytała Tamara, a ja
zachichotałam.
-Tak
-No to idziemy- oznajmiłam. Zabrałyśmy stroje i poszłyśmy na
jogę, bo Avalon się zapisała, a sama iść nie chce. Po jakiś 10 minutach byłyśmy
już na sali do jogi.
Poszłyśmy się przebrać, w krótkie spodenki i staniki sportowe. Nie powiem było
mi troche zimno dlatego założyłam też bluzę. Założyłam ją też żeby Ava nie
widziała moich nadgarstków. Ostatnio brakuje mi już miejsca, dlatego tnę sobie
wyżej ręce, ciągle za nim tęsknie. Za tym jak się całujemy, śpimy, czy nawet
jak patrzymy na pokemony.
-Jaki ty masz brzuszek- zachwyciła się Ava. Zmarszczyłam
brwi, no bo brzuch jak brzuch. Jest normalny. Każda z nich dźgnęła mnie lekko.-
umięśniony. – wybuchłam śmiechem.- jak to zrobiłaś?
-Normalnie lubię sport.- na salę wszedł instruktor i zaczęliśmy ćwiczenia. Usłyszałam charakterystyczny
dźwięk mojego telefonu.
-Proszę to wyłączyć, przeszkadzasz w zajęciach- pokazałam instruktorowi
język i wyszłam na zewnątrz. Odebrałam bo dzwonił Matt.
(rozmowa, V- Vanessa, L- Liam)
V- co tam braciszku?
L- Vani, tu Liam
V- czego ty chcesz?!- byłam wściekła.
L- musisz przyjechać, on się wykańcza
V- Liam daruj sobie ok? Myślisz, że mi też jest łatwo?!-
zaczęłam krzyczeć.
L- Vani on jest w szpitalu
V- że co?! Zwariował?!
L- ma całe ręce pocięte i przez te kilka miesięcy po twoim
wyjeździe nic nie jadł. Przyjedź to ci wszystko opowiem- rozłączył się. Do oczu
napłynęły mi łzy. Wbiegłam cała roztrzęsiona do środka i zabrałam swoją torbę.
-Vani co ci się stało?- podbiegła do mnie Tami i przytuliła.
-Ja muszę wrócić na jakiś czas do Londynu, wrócę za kilka
dni.- wybiegłam z Sali, nawet się nie przebierając. Szybko dotarłam do domu i
spakowałam do plecaka telefon, portfel i tablet. Poszłam wziąć szybko prysznic,
a następnie się ubrałam .
Już miałam wychodzić, kiedy w progu zatrzymał mnie Alex.
-Co to za akcja z tym Londynem?- rozsiadł się w salonie.
-Wrócę za kilka dni
-Pytam po co tam jedziesz?
-Do taty, a co jesteś zazdrosny?
-Nie, ale cie kocham- przyciągnął mnie do siebie i wpił w
moje wargi. Zaczęliśmy się spotykać w połowie grudnia. Próbuję zapomnieć, to
dlatego.
-Muszę już iść- wybiegłam z domu i wsiadłam do taksówki,
która zawiozła mnie na lotnisko. Kupiłam bilet i przeszłam odprawę. Lot dłużył
się niemiłosiernie, cały czas myślałam nad tym co ten idiota wymyślił. Po kilku
godzinach byłam już na lotnisku w Londynie, zadzwoniłam jeszcze wcześniej do
Liama, żeby po mnie przyjechał.
-Vani, chciałem cie przeprosić za tamto- powiedział kiedy
siedzieliśmy już w samochodzie i jechaliśmy do szpitala.
-Dobra, teraz mów co on znowu wymyślił
-Nie mógł się pogodzić z tym, że wyjechałaś. Cały dzień
siedział w pokoju i nie wychodził. Jego mama mówiła, że wigilię nic nie jadł i
prawie wcale się nie odzywał. Po świętach mieliśmy jechać na próbę, wołaliśmy
go, ale nie schodził, dlatego poszliśmy do niego. Drzwi od łazienki były
uchylone. Weszliśmy do środka, a tam pełno krwi, a ten leży nie przytomny.
Zadzwoniliśmy na pogotowie, no i od tego czasu leży w szpitalu. – po jakiejś
godzinie byliśmy pod szpitalem, jebane korki. Wbiegłam do środka.
-Gdzie leży Lou?!- wrzasnęłam.
-A ty jesteś z rodziny?
-Przyjaciółką
-Przykro mi, ale…
-Która sala?!- warknęłam.
-Ona jest ze mną- złapał mnie za nadgarstek Liam i
zaprowadził pod salę Tomlinsona. Wszyscy tam siedzieli i patrzyli na niego
przesz szybę.
-Vani jesteś- westchnęła Heyley i mnie przytuliła, a za jej
przykładem poszła reszta. Wyrwałam im się i weszłam do pomieszczenia, w którym
leżał brunet. Był blady, jego skóra tak jak pokój była biała. Usiałam na stołku
obok jego łóżka i złapałam go za dłoń.
-Lou- chłopak otworzył oczy i…
__________________________
Ba da bum! I jak? Co się wydarzy dalej? Jak myślicie??
super :)
OdpowiedzUsuńSzczerze? Nie mam pojęcia co się wydarzy...dzisiaj moja wyobraźnia nie pracuje ;] Mój mózg wziął urlop...haha ;D
OdpowiedzUsuńRozdział zajebisty <3333
Proszę dodaj szybko kolejny, bo muszę wiedzieć co się wydarzy, ale też nie tak szybko, żebym się pogubiła tak jak ostatnio ;> Dodajesz w zniewalającym tempie rozdziały, że muszę czytać 5 pod rząd! Ale to też dobrze ;)
Mówiłam, że zajebisty rozdział? A mówiłam już...ale powtórzę to jeszcze raz: ZAJEBISTY! ;*
Pozdrawiam
Patty xx
_______________________________________
U mnie nowy:
http://you-and-i-1d.blogspot.com/2013/03/rozdzia-29-nie-chciaem-na-sie.html
Zajebisty ! Dodaj dziaj nastepny plis :*
OdpowiedzUsuńŚwietne. Szybko wstawiaj kolejny rozdział!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńBiedny Lou ;( Ciekawe co będzie z tym Alex'em...?
OdpowiedzUsuń