*Heyley*
Po obiedzie i kinie. Liam jechał w stronę parku. Kiedy się
zatrzymał przewiązał mi oczy chustką. Prowadził mnie jakieś 6 minut. Kiedy się
już zatrzymał i zdjął opaskę ujrzałam stolik i dwa krzesła. Na stole były 2
zapalone świeczki, szklanki i sztućce. Zaprowadził mnie do stolika i odsunął
krzesło. Nie wiadomo skąd przyszedł kelner i podał nam talerze .
Zaczęliśmy zajadać. Po kolacji poszliśmy na spacer. Li objął mnie ramieniem, a
ja oparłam głowę o jego ramię. Usiedliśmy na masce samochodu, która była
przykryta kocem. Patrzyliśmy w gwiazdy.
-Są piękne- rozmarzyłam się, patrząc w te iskierki na
granatowym niebie.
-Wiesz ja muszę ci coś powiedzieć- zeskoczył z samochodu i
stanął naprzeciwko mnie.
-Coś się stało?- chłopak był zestresowany, zresztą ja też.
Bardzo mi się podoba.
-Heyley… ja cie Koch…- nie dokończył bo przerwałam mu
wpijając się w jego usta. Odwzajemnił pocałunek, który z czasem przerodził się
w namiętnego całusa. Oderwaliśmy się od siebie.
-Też cie kocham- powiedziałam patrząc w jego ciemnobrązowe
oczy. Uśmiechnął się.
-A będziesz…
-Tak- znowu się pocałowaliśmy.
-kilka dni później-
*Vanessa*
Dziś obudził mnie tatuś, całując w czoło jak to miał w
zwyczaju robić jak byłam małą dziewczynką. Wstałam i od razu poszłam do
garderoby, z której wzięłam czyste ciuchy .
Poszłam do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic. Ubrałam się i rozczesałam
włosy. Chwyciłam jeszcze torbę i bluzę przyjaciela i zeszłam na dół. Śniadanko
było już gotowe. Usiadłam przy stole, na
moim miejscu. Pomiędzy Mattem i Davidem. Dziś mieliśmy racuchy. Mniam.
-Vani jedziesz z nami?- zapytał Matt.
-Nom- wypiłam sok. Zarzuciłam na ramiona bluzę i kurtkę.
Potem razem z braćmi wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy do szkoły. Po 15
minutach byliśmy już w budynku. Nasi przyjaciele siedzieli jak zwykle tam gdzie
zawsze.
-Ej, idziesz?- szturchnął mnie blondyn.
-Co? Nie muszę iść do dyra, żeby obgadać sprawę walentynek-
uśmiechnęłam się i poszłam w kierunku sekretariatu. – dzień dobry- powiedziałam
zaraz po usłyszeniu :”proszę”.
-Vanessa co znowu zmalowałaś?
-Ale ja nic jeszcze nie zrobiłam- oburzyłam się. Zawsze
kiedy przychodzę myśli, że coś przeskrobałam. Rozsiadłam się na fotelu i
zaczęłam mój monolog.- przyszłam w sprawie imprezy walentynkowej. Myślałam nad…
-Przepraszam, że przerywam, ale imprezy nie będzie. Nie mamy
funduszy, które poszły na odnowę biblioteki i różne sprzęty sportowe- aha
fajnie do biblioteki nikt nie chodzi więc po co ją odnawiał? Kurwa nie wierzę w
to co teraz powiem.
-A co jak sami zarobimy?
-Wtedy się zgodzę. Ale powiedz co zamierzasz?
-Dzień dobry. Ja przyszłam powiedzieć, że Vanessa nie może…-
blondynka przerwała Kidy zobaczyła mnie siedzącą na czarnym, skórzanym fotelu.
-Nie mogę co?!- warknęłam w stronę Sary.
-Nie ważne. – uśmiechnęła się sztucznie. – proszę pana ja
mogę zorganizować walentynkowe party. – że co chce zrobić? Chyba ją pojebało do
końca.
-Przykro mi Saro, ale to jest zadanie przewodniczącej
szkoły, a tą osobą jest Vani.
-Pomogę jej- ja nie chcę jej pomocy. Znowu mi się coś przez
nią stanie.
-Dobrze. Vani, a teraz…
-No tak. Myślałam, żeby kilka dziewczyn przebrało się za
księżniczki Disneya. Zrobimy aukcję, gdzie chłopcy będą płacić, żeby dziewczyny
poszły z nimi na randkę. Tak jak w filmach.- mina dyra mówiła sama za siebie
„świruska”. – to wypali mówię panu.
-No dobrze, kogo jeszcze chcesz do pomocy?
-Emmę i Heyls- uśmiechnęłam się.
-Dobrze, walentynki
są w czwartek do tego czasu jesteście zwolnione z lekcji. –uśmiechnęłam się.
Mówiłam już, że kocham być przewodniczącą? Nie? To teraz to mówię. Kocham to!!
Wyszłam szczęśliwa z gabinety dyra, który mieścił się w sekretariacie. Poszłam na
hol. Podeszłam do przyjaciół.
-Emma, Heyley możecie być wdzięczne, bo do czwartku
jesteście zwolnione- oznajmiłam dumna.
-Czemu?- zapytała rudowłosa, wtulona w Liama.
-Bo razem ze mną i niestety Sarą musimy przygotować imprezę
na walentynki. Chodźcie idziemy do piwnicy- wstały i we czwórkę poszłyśmy do
tego miejsca. W piwnicy znajduje się koza, ale tam właśnie organizujemy z Emmą
różne imprezy szkolne. Planujemy i różne inne. Zeszłyśmy po schodach. Zdjęłam z
nad drzwi kluczyk i przekręciłam nim zamek w drzwiach. Na około stolika
ustawiłyśmy krzesła. Z szafki wyjęłam kartki, kolorowe flamastry, długopisy i
ołówki. Położyłam na brązowym blacie. Zajęłam miejsce obok Heyls.
-Co mówił dyrektor? Ile mamy kasy na dekoracje?- zaczęła Em.
-No nie mamy kasy. Musimy zarobić. Myślałam o aukcji
księżniczek Disneya. – przedstawiłam mój pomysł.
-To jest…- zaczęła brązowooka.
-Głupie- stwierdziła Sara.
-Właśnie świetne- dokończyła ruda. – ja chcę być Bellą.
-Ja będę Aurorą. – zaśmiała się Emma. – a ty Vani Jasminą. Sara może być Kopciuszkiem
-Okay, ale musimy znaleźć jeszcze 6 dziewczyn. –
zakomunikowałam. Heyls zaczęła coś rysować na kartce. Po chwili nam ją
pokazała. Było to ogłoszenie, które poszła wywiesić na hol. Usłyszeliśmy
pukanie do drzwi.- Heyley no wchodź- krzyknęłam, bo całą trójką byłyśmy zajęte
planowaniem. Poczułam czyjś oddech na karku, a potem usta na policzku. Już
wiedziałam, że to Lou.
-Cześć, co robisz?- zaczął przeglądać zapisane przez nas już
kartki. – oglądamy dziś jakiś film u mnie?
-Nie mogę. – muszę zapytać Jamesa czego tak dokładnie ode
mnie chce. – muszę coś załatwić.
-Pójdę z tobą.
-Nie, muszę sama- on nie może się dowiedzieć o narkotykach i
cięciu się. Znienawidziłby mnie.
-Spoko- odrzekł ze smutną miną.
-Ja mogę z tobą obejrzeć film- zaproponowała Sara.
-Spoko- odrzekł nadal smutnym głosem i wyszedł. Ja dostałam
lekko z pięści.
-Co ty odwalasz?! Zaprosił cię na randkę, a ty…- zaczęła
prawić mi kazania Emma.
-Po pierwsze to zaprosił mnie na film. Muszę to załatwić, bo
dostałam list.- miała pytającą minę, posłałam jej spojrzenie typu:” Dobrze
wiesz z kim”. Wróciła do nas Heyls. Na trzeciej lekcji przyszło jakieś 10
dziewczyn.
-Hej Vani, my w sprawie ogłoszenia. – zamachała kartką. – to
jak wybieracie?
-To płytkie, ale po wyglądzie i podobieństwie. –
uśmiechnęłam się lekko.
-Aha okay- zaśmiały się. Stanęły pod ścianą, a my patrząc co
chwila na obraz w tablecie to na nie zaczęłyśmy się zastanawiać.
-Dobra Izabel będziesz Roszpunką. Alex Pocahontas, Ella Śnieżką, Carly –Tiana,
Sandra Ariel, a Mulan Katie. Na
jutro musicie mieć stroje, bo jest aukcja.
Wiem, że to mało czasu, ale musimy sie wyrobić, bo w środę będziemy
planować imprezę. – wszystkie przytaknęły głową.- musicie mieć takie same
sukienki jak księżniczki z Disneya!- przytaknęły jak w wojsku i poszły na
resztę zajęć.
-Ja zrobię ogłoszenie o aukcji- zakomunikowała dziewczyna
Payne` a. Po jakiejś godzinie miałyśmy już gotowy ogromny arkusz informujący o
aukcji, która odbywa się jutro na długiej przerwie. Około godziny 15.00 wyszłyśmy
ze szkoły. Dziewczyny poszły do siebie, a ja w stronę domu Wilsona. Mieszkał na
przedmieściach, dlatego po 30 minutach byłam pod blokiem, w którym mieszkał.
Zapukałam kulturalnie, a drzwi otworzyła mi starsza kobieta, o brązowych,
kręconych włosach do ramion. Ubrana w fioletowy sweter i jeansy, na nogach
miała papcie.
-Cześć Vanesso
-Dzień dobry. Jest James?
-Tak u siebie- zaprosiła mnie do środka i wskazała pokój
syna. Sama widziałam, gdzie się znajdował, bo w końcu kiedyś bywałam tu
codziennie. Zapukałam i usłyszałam :”proszę”. Weszłam, a chłopak się
nonszalancko uśmiechnął.
-Siemka skarbie- wzięłam głęboki wdech, aby się uspokoić i
nie wybuchnąć. – przyszłaś po działkę?- usadowiłam mój zacny zadek na obrotowym
krześle.
-Posłuchaj mnie uważnie, bo nie zamierzam powtarzać dwa
razy. Odwal się, ja już nie biorę i nie zamierzam w najbliższej przyszłości.
-Chyba, że cię Tomlinson nie zrani- poczułam ukłucie w
sercu.
-Nie zrani mnie, a nawet jeśli nie upadnę tak nisko- wstałam
i chciałam już wyjść, ale chłopak jeszcze zagadał.
-Jak sobie życzysz księżniczko, ale w razie czego wiesz
gdzie jestem- wyszłam z pokoju i budynku. Wróciłam do domu, było już po 17.
Poszłam do pokoju siostry, siedziała razem z moją młodszą siostrzyczką.
-Co robicie?- rozsiadłam się na łóżku.
-Masz- rzuciła we mnie niebieskim materiałem. – przymierz.
To twój strój. – wedle rozkazu poszłam do łazienki i przebrałam się
i wyszłam do nich.
-Vani ładnie wyglądasz- pochwaliła Kelly.
-Dzięki jesteście kochane- przytuliłam je obie.- pomóc ci?-
ruda przytaknęła. Tak resztę dnia spędziłyśmy na szyciu kostiumów.
*Louis*
Co ona musi załatwić? Czemu nie mogłem iść z nią? Czemu
zadaję tyle pytań? Chryste co się ze mną dzieje? Masakra. Znowu spędzam czas z
Sarą, a wolałbym z moją Nessie. Dziewczyny organizują aukcję, bo zbierają kasę
na balangę.
-Louis słuchasz mnie?- z mojego rozmyślania, wyrwał mnie
głos blondynki.
-Co?
-Nauczysz mnie grać na tym?- wskazała na Xbox` a. To będzie
trudne, zważając na to, że nawet nie wie jak to się nazywa. Ale co mi szkodzi.
-Spoko. – zacząłem jej wszystko tłumaczyć, a ona słuchała z
uwagą.
___________________________________
hejcia miśki. Jak tam rozdział? Podoba się? Myślicie, że James odpuści Vani? Louis się dowie? Jeśli tak to jak zareaguje? Dowiecie się w następnych rozdziałach. A tym czasem dziękuję, za komentarze, głosy w ankietach i obserwujących.
Jak zawsze bosko kochana. ;* Nominowałam cie do The Versatile Blogger. Zapraszam do mnie po więcej informacji ;) http://upallnightonedirection-1d.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńCudo <333
OdpowiedzUsuńA tytuł rozdziału, tak mnie zaciekawił, że od razu zaczęłam czytać <33
James, james ... niech on się odwali, bo coś czuje, że bd kłopoty ;D
Z niecierpliwościom czekam na kolejne cudo, której błagam niech bd nie długo ;*
Zapraszam na 1 cz. 8 rozdziału na:
http://milosc-niejedno-ma-imie.blogspot.com
Przepraszam za spam! ;*